Moc promocji

Na początku roku atakowani jesteśmy procentami, z każdej praktycznie strony. I nie mam tutaj na myśli alkoholu ani tym podobnych trunków. Chodzi mi głównie o liczby i procenty, które zobaczymy w każdym sklepie internetowym, na każdej wystawie sklepu w galerii handlowej. Wszędzie produkty krzyczą kup mnie 5, 10, 85 procent taniej. A my jak magnes przyciągani jesteśmy atrakcyjnymi cenami, niesamowitymi zniżkami.

Na sam  ich widok nasze serca tłuką się jak oszalałe, z trudem walczymy z pokusą, bo przecież nie kupimy tego taniej. Nie możemy obojętnie przejść obok faktu, że wszystko jest takie taniutkie i trendy. Krzyk mody. Zatem trzeba to mieć!  Każda komórka naszego ciała się trzęsie. „Musisz to mieć”- szepcze mi jakiś skrzat do ucha. Nieważne, że kieszenie piszczą od nadwyrężenia po świątecznych szaleństwach, nieważne, że kryzys podobno na dobre rozpanoszył się i zadomowił na polskim poletku. I tak wychodzimy z pełnymi koszykami, w których roi się od niepotrzebnych rzeczy, ale przecież była to niesamowita okazja, żeby nabyć je za dużo mniejsze pieniądze niż zazwyczaj. Przecież takiej szansy zmarnować nie można.

Kupujmy, konsumujmy, opróżniajmy nasze sakwy. I tak do grobu tego nie weźmiemy i tak z większości rzeczy nie skorzystamy, ale poczujemy się lepiej, bo mamy.  Świadomość, że mamy wystarcza, ale czy na długo? Nie sądzę.

24 godziny to zdecydowanie za mało

Kiedy dochodzisz do wniosku, że doba jest za krótka chcesz podpisać pakt z diabłem. Diabeł tymczasem odmawia, gdyż odnajduje sobie inne rozrywki- lepsze, ciekawsze. Woli w piekle smażyć kiełbaski niż wchodzić w układ z przeciętnym śmiertelnikiem, który i tak zapewne wyląduje w niebie, bo przecież jest taki pracowity i tyle daje z siebie innym. Więc martw się człowieku i módl, żeby Ci życia starczyło a doba jakimś nadzwyczajnym cudem wydłużyła dwukrotnie, bo przecież masz tyle rzeczy do ogarnięcia.

W weekend planujesz, że nadrobisz zaległości z tygodnia. W tygodniu łudzisz się, że nadrobisz ten czas, który straciłeś w weekend.  Koło graniaste, które wiecznie się nie domyka. Zawsze  mamy ambitne plany. Taaa. Na planach zwykle się kończy. Potem z jęzorem na brodzie  naprędce wypełniamy luki i tuszujemy braki przez cały tydzień. Potem znowu następuje długo wyczekiwany weekend i znowu ambitnie zakładamy, że zrobimy dużo, a może nawet więcej niż zakładamy. Iluzja i daremne wysiłki, bo przecież będzie jak zwykle. Nawet połowy planu nie zrealizujemy, bo sąsiadka wierciła, bo przyszli znajomi, bo fajny film był w telewizji bądź zwyczajnie nam się po prostu nie chce. Weekend jest po to  by wypoczywać, a nie pracować.

W związku z tym człowieku nie łudź się i nic nie próbuj sobie udowadniać, bo będzie jak zwykle.  Nie zrobisz nic z tego co zapisałeś sobie w kajeciku, a co więcej, zrobisz mniej niż miałeś.

Hop siup i po świętach

Jak to jest? Szalejemy przed świętami. Czasem nawet na kilka tygodni przed Wigilią. Obmyślamy menu, sprzątamy, przygotowujemy dom/ mieszkanie na Boże Narodzenie. Wydajemy masę kasy na prezenty, bo przecież pod choinką musi znaleźć się góra podarków pięknie opakowana. Rozpusta i rozpasanie!

Tyle przygotowań, stresu  i podenerwowania. A tymczasem jest już praktycznie po świętowaniu. Jutro, które nastąpi za niecałe dwie godziny będzie już zwykły dzień. Taki jak każdy. Magia Bożego Narodzenia pryśnie jak mydlana bańka. I za kilka dni będzie Nowy Rok i znowu będziemy łudzić się, że te kolejne 365 dni będzie lepsze niż te, które właśnie żegnamy. Ot, jak co roku.

Zatem cieszcie się, bo kolejne święta dopiero za kilkanaście miesięcy. Macie jeszcze ponad godzinę, by rozkoszować się świętami. Merry Christamas Everyone!